Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/249

Ta strona została przepisana.

dzieję, że taki tymczasowy protest zbiorowy, takie gromkie ostrzeżenie licznych rzesz ludu, które rozlegnie się w każdej gminie, przemówi do rozsądku przeciwników i odwiedzie ich od wykonania zbrodniczego zamiaru.
Niech żyje wolność i sprawiedliwość! Niech żyje wspomnienie naszego drogiego króla ludowego Fryderyka, ulubieńca pracujących rzesz, tak wcześnie niestety zgasłego dawcy konstytucji!

J. A. H. Johansen, adwokat.“

Zanim jeszcze Hansen skończył czytać, zawołał Emanuel, drżąc ze wzburzenia.
— Ależ to jest pogwałcenie prawa!... To zdrada kraju!
— Słusznie! — zabrzmiał echem cieśla, a głos jego zatętnił głucho pośród gęstwy mierzwistej brody.
— Masz zupełną rację! — przyznał wójt, który podczas czytania podawał wokół pudełko z cygarami. — Inaczej sądzić nie może żaden człowiek honoru! — Uczynił gest trybuna, stojącego na mównicy, i ciągnął dalej: — To właśnie pokazuje nam, jak dobrze uczyniliśmy, stawając ostro przeciw tej partji, której jedynym celem jest zagarnięcie władzy, chociażby to zagrażało dobru i przyszłości kraju. Ludzie tacy nie są już naszymi ziomkami, to... wrogi Danji!
— To również wrogi Boga! To bezwstydni, skrytobójczy mordercy ducha! — krzyknął roznamiętniony Emanuel — Do tego musiało dojść w społeczeństwie, gdzie panuje egoizm... To jednak ostatnia, zbrodnicza samoobrona, poprzedzająca Ostateczną ruinę! Proponuję, byśmy jeszcze dziś wieczorem zebrali ludzi tych samych co my poglądów: