Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/255

Ta strona została przepisana.

sztukaterji na okopconym stropie i malowanych na drzwiach krajobrazach, nic już teraz nie przypominało komnaty, w której królowała panna Ranghilda, przechadzając się w ekscentrycznych toaletach swych, po miękkich dywanach, pośród adamaszkowych portjer i inkrustowanych mebli. Wzdłuż czterech, gołych ścian ciągnęły się proste, drewniane ławy, ponad któremi, aż do wysokości ramienia męskiego, starta była docna plecami błękitna farba, ongiś mur pokrywająca. Cztery wielkie okna, dwa po każdej stronie drzwi ogrodowych, w zimie zabezpieczone podwójnemi skrzydłami przysłaniał wąski pas ciemno-czerwonego płótna, a pod jednem z okien stał długi stół dębowy, wybielony przez szorowanie. Pozatem znajdowało się w izbie tylko kilka krzeseł, słomą wyplatanych, staromodny fotel, podobny do stojącego przy piecu w chacie rodziców Hansiny, i dość duża szafarnia u drzwi do kuchni. Pośrodku stropu wisiał sześcioramienny, blaszany świecznik.
Owa sala, zwana halą z powodu prostoty, przypominającej starodawne mieszkania ludzi północy, stanowiła zwyczajne miejsce pobytu rodziny. Dawna jadalnia proboszcza zamieniona została w sypialnię wspólną dla wszystkich, zaś reszta pokoi stała pustką, lub służyła za skład nasion, wełny, karmy dla bydła i tem podobnych rzeczy. Emanuel odziedziczył dawną „kancelarję“ proboszcza, której się swego czasu tak ogólnie bano, ale całe jej urządzenie stanowiło obecnie jeno kilka zakurzonych półek i sofa pokryta ceratą. Rzadko się zdarzało, by Emanuel przebywał w owej „kancelarji“ dłużej niż pół godziny dziennie, to znaczy tak długo, jak trwała jego poobiednia drzemka. Wykłady swe i kazania