Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/275

Ta strona została przepisana.

wozom swą wyższość kulturalną. Twarz jego zrazu sino-biała, zapłonęła teraz niby ogień i zionęła spirytusem. Wygrał, a w dodatku „położył“ przyjaciół, uradowany wziął się tedy pod boki i zawołał spozierając to na Villinga, to na jego żonę:
— Zaprawdę, drodzy przyjaciele, miło nam tu siedzieć razem!...