Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/277

Ta strona została przepisana.

szczęśliwioną tem, że dom zawsze był pełny gości. Wolałaby, by drzwi nie tak często i nie tak szeroko się otwierały dla mieszkańców całej gminy, którzy przywykli wchodzić i wychodzić bez ceremonji, jakby byli u siebie. Została sama po uśpieniu dzieci, zaświeciła lampę i siadła z robotą u długiego stołu. Ale doznała, prócz ukojenia, wrażenia samotności, czuła się opuszczoną w tym wielkim, cichym, pustym domu o licznych, wysokich komnatach. Nie mogła dotąd, mimo siedmioletniego pobytu nawyknąć do myśli, że to jej dom. Przeciwnie, uważała się tu ciągle za obcego i nieproszonego gościa i pojąć często nie była w stanie, jak może tu być dobrze Emanuelowi i jak może być zadowolony, mimo że życie ich ułożyło się zgoła inaczej, niż sobie planowali swego czasu. Nieraz słała myśl ku małemu, głogami obrosłemu domkowi nad potokiem, pośród wzgórz Egede, który kupić zamierzali w czasie narzeczeństwa, a gdy tak marzyła o ukoju i ciszy małych, przytulnych stancyjek, zdala od natłoku i gwaru, z białą plażą jako jedynem sąsiedztwem, plebanja wydawała jej się bardziej jeszcze pustą, zimną i przygnębiającą.
Niemiłe owo uczucie potęgowała jeszcze burza szalejąca na dworze, niosąca od strony zabudowań gospodarczych różne, drobne odgłosy. W szopie tłukło coś, a szarpanie drzwiami wchodowemi świadczyło, że Niels znowu zapomniał zamknąć bramy. Od strony stajni dochodził poryk krowy, a wszystko to trapiło i niepokoiło ją, jako panią domu. Przyszło jej na myśl, że może Abelona zapomniała wydoić cielną krowę przed odejściem, lub też nie wygasiła dobrze żaru popiołu przed rzuceniem go na gnojowisko. Abelona stała się w czasach ostatnich wielce