Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/278

Ta strona została przepisana.

roztargnioną i raz po raz wyglądała okienkiem pralni, gdy się jawił Niels na podwórzu. Nielsowi zaś całkiem się przewróciło w głowie od kiedy zaczął posyłać artykuły do pism. Zaniedbywał teraz bardzo robotę, ten fakt nie ulegał kwestji.
Rozmyślania te przerwał jej jakiś dziwny głos, dochodzący przez półotwarte drzwi z sypialni. Chłopak jęczał przez sen. Ojciec wziął go z sobą przed południem do Skibberupu, by mógł podczas nabożeństwa biegać i bawić się z dziećmi poławiacza węgorzy na piasku wybrzeża. Po powrocie znikł gdzieś i przez całe popołudnie nie pokazywał się. O zmroku dopiero znalazła go na najwyższym stopniu schodów piwnicznych zapłakanego, opuchłego, z dłonią przyciśniętą do chorego ucha. Położyła go do łóżka, wpuściwszy przedtem parę kropel olejku, przysłanego przez Gretę ze Styrnö, poczem zaraz zasnął. Ale nie przestawał jęczeć przez sen i ten nawrót dawnego cierpienia dziecka przygnębił ją do reszty, zwiększając smutek, jaki ją ogarnął tego wieczora.
Nie mogła się pogodzić z upodobaniem Emanuela brania dzieci wszędzie z sobą, a bardziej jeszcze raziło ją, że pozwalał im zbijać bąki z ulicznikami, przezco narażone były na różne rzeczy. Sama wiedziała z młodych lat, jakie nieraz szkaradzieństwa stanowią rozmowę i zabawę dzieci biedaków, to też boleśnie jej było patrzyć, jak uganiają w chodakach i latanych sukienkach i ze smutkiem przyrównywała rzeczywistość do marzeń o życiu duchowem, jakie snuła na ławach uczelni i potem, po zaręczeniu się z Emanuelem. Nieraz postanowiła pomówić na serjo z mężem w sprawie dzieci, ale nigdy nie mogła się zebrać na odwagę. Ile razy wchodził do