Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/288

Ta strona została przepisana.

utrzymanej skromności w prowadzeniu domu, utrzymanie rodziny i służby, wypadło nierównie drożej, niż to obliczył, tak że zasób gotówki odziedziczony po matce, którym sobie pomagał w początkach, został zużyty do ostatniego grosza.
Jak to sobie postanowił, uparcie wzbraniał się od pierwszej chwili przyjmować opłat za funkcje kapłańskie w gotówce, czy naturze, poprzestając na użytkowaniu z pola plebańskiego. Chcąc we wszystkiem upodobnić się do swych przyjaciół, utrzymywał się wyłącznie z roli i zaraz po objęciu urzędu wezwał parafjan, by wpłacali dziesięcinę i należytości plebańskie do t. zw. „powszechnej kasy zapomóg,“ z której czerpano środki na pokrycie świadczeń dobroczynnych gminy. Życzeniem jego było, by go nie uważano w pierwszej linji za pastora, ale za chłopa, który, podobnie jak wójt i członkowie komitetu szacunkowego szkód, piastuje z ramienia gminy urząd honorowy i jest mężem zaufania. Zazwyczaj zwał się sam sługą kościoła i cieszyła go owa nazwa, bowiem, jak mawiał „niweczyła docna wszelką przewielebność.“ Była dziesiąta, gdy Niels wrócił z doktorem; który usadowił się na własnem, miękkiem siedzeniu, umieszczonem w tyle wozu, ubrany w futro merynosowe i ciepłe rękawiczki. Gdy wóz stanął przed podjazdem, ukazał się w drzwiach stajni Emanuel w zgrzebnej, chłopskiej opończy i wielkich, ordynarnych chodakach. Doktór wysiadł i przywitali się bez słowa, powściągliwem wielce z obu stron uściśnieniem dłoni. Potem, milcząc ciągle, poszli schodami do sieni.