Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/309

Ta strona została przepisana.

Przez ciąg tedy kilku dni odbywało się gruntowne czyszczenie wszystkich izb plebanji, a w kuchni pieczono i warzono, jakby szło o wesele, lub chrzciny. Emanuel wdzięczny był Hansinie za to, że oszczędziła mu w tym czasie wszelkiego trudu i całą rzecz wzięła na swoje wyłącznie barki. Jednocześnie atoli dziwił się potrochu, że może, mimo smutku swego znaleźć tyle sił na mnóstwo drobnych, codziennych spraw, a dotknęło go niemal boleśnie, gdy widział, że nie uroniła jednej łzy podczas mycia zwłok i owijania ich w całun grobowy. Sam przebywał przeważnie w ogrodzie w najodleglejszych alejach, gdzie go nie dolatywał zapach pieczeni i paplanina robiących w pokojach porządki kobiet. Siadywał godzinami na ławce, z głową w rękach, trawiony smutkiem i wyrzutami sumienia. W podnieceniu swem wziął chorobę syna za doświadczenie boskie, zaś śmierć jego uznał za karę nieba za to, że w godzinie niedoli sprzeniewierzył się Bogu, sięgając po ludzką pomoc i przeciwstawiając ją woli Opatrzności. Ile razy wspomniał ową noc, kiedy stojąc w ogrodzie na wzgórzu i wypatrując światełka wśród ciemni, ogarnięty zwątpieniem zaprzeczył też istnienia światłości niebieskiej, ukrywał ze wstydem twarz swą przed obliczem Boga. Przepełniony skruchą wyznał to wszystko Hansinie, ale zauważył, że nie bierze sprawy serjo, jak przystało, i że go należycie nie rozumie. Wysłuchała w milczeniu, powiedziała, że Bóg oceni w pełni jego dbałość o syna i poszła do swych zajęć kuchennych.
W dniu pogrzebu wywieszono w całej gminie flagi, opuszczone do połowy masztu, ulice posypano igliwiem, a dzieci przybrane odświętnie biegały z łakociami w rękach, jakby to była jakaś ludowa