Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/341

Ta strona została przepisana.

czesny ruch oświatowy pośród chłopów. Emanuel wyjawił bez obsłonek swój pogląd, podkreślając z rozmysłem znaczenie uniwersytetów chłopskich i ich zasługi.
Pani Hassing słuchała z wielką uwagą. Podobnie jak wiele pobudliwych kobiet, zapalała się łatwo do rzeczy, w które wierzyli inni, a gdy ktoś mówił, mała jej, regularna twarzyczka przybierała wyraz zamyślenia i zdumienia, jakby właśnie słyszała sformułowanie tego, o czem sama dawniej myślała daremnie. Oparta łokciami na krawędzi stołu, przycisnęła palec do policzka, a wtrącając czasem coś, co zwała „wątpliwością“, czyniła to nie dla oponowania, ale dla pobudzenia Emanuela do tem szczegółowszego wywodu.
Niebawem i reszta towarzystwa zaczęła nadsłuchiwać pilnie. W środowisku tem, niewzruszona powaga Emanuela, prostota jego ubioru i wielka broda czyniły odrębne wrażenie apostolskiej siły, a również sposób wyrażania się, rzec można, wykładowy, gdyż nawykł przemawiać do maluczkich, interesował bardzo wszystkich. Pozatem temat był im całkiem obcy, przeto to, co mówił Emanuel, wydawało się tak nowe i zdumiewające, że budziło mimowoli szacunek.
Nawet młodzi przerywali teraz coraz częściej szeptanie i słuchali, a sportowiec mrugnął raz ku pani Hassing, jakby chciał powiedzieć:
— Masz rację, cioteczko... to chłop stylowy...
Natomiast panna Ranghilda była nie w humorze. Siedziała podana wstecz w fotelu, a długie jej, kończyste palce kruszyły nerwowo chleb na obrusie.
Wzrastająca ta uwaga oddziałała wreszcie na Emanuela. Nie wiedząc, co czyni i nie pamiętając