Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/409

Ta strona została przepisana.

tego rodzaju ostateczności! Przeciwnie winniśmy się tem bardziej do siebie zbliżyć i mężnie podjąć walkę o byt i szczęście nasze. Może przyjdą trudności, ale gdy jeno trwać będziemy razem, Bóg nam pomocy nie odmówi.
Nie miała już sił spierać się z nim, nie była też w stanie usunąć się, gdy po ostatnich słowach nachylił się ku niej i ucałował ją serdecznie.
Dni następnych, sposobiąc się oboje po cichu do wyjazdu, nie mówili już z sobą w tej sprawie, chociaż zajmowali się nią nieustannie. Emanuel rozumiał, że Hansina nie zdoła prowadzić domu w zgoła nieznanych sobie warunkach, oraz nie stanie się podporą dzieciom, jakiej, zwłaszcza zpoczątku, będą potrzebowały. Także jej odpychające wobec obcych usposobienie utrudniało sprawę, a w dodatku nie posiadał środków, by stworzyć w mieście nowe domowe ognisko, bowiem ze sprzedaży tego co miał, mógł jeno pokryć konieczne długi. To też, gdy Hansina w parę dni potem wszczęła na ten temat rozmowę, nie przerywał jej, ale po raz pierwszy może w życiu wysłuchał do końca co mówiła. Oświadczyła, że najrozsądniej będzie, nie zakładać własnego domu wobec niepewnej przyszłości i braku dochodów. Może wraz z dziećmi zamieszkać narazie u starego ojca swego, który sam jeden zajmuje obszerne mieszkanie, i pocieszała go, że to długo nie potrwa, gdyż znajdzie niezawodnie zajęcie. Nalegała bardzo, że tegoż jeszcze dnia napisał do rodziny obszerny list.
— Tylko powiedz wyraźnie, że ja nie przyjadę... — napomniała go wkońcu.
Nastało kilka dni niespokojnego wyczekiwania odpowiedzi.