Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/429

Ta strona została przepisana.

łączyła się też niedawno do żądnej reform lewicy stronnictwa, a chociaż uczyniła to po długich wahaniach, to jednak stanowisko jej w partji doznało przez to znacznego wzmocnienia. Piękna jeszcze kobieta o małych, spadających na czoło loczkach, siedziała głęboko zasunięta w wyplatany fotel i spoglądała milcząc po zgromadzonych, swym słynnym, marzycielskim, łagodnym wzrokiem, który sprawił, że ją uznano jednogłośnie za najwyżej duchowo stojącą niewiastę Danji.
Panował nastrój bardzo podniosły i zgodny. Mówiono otwarcie, że to, co teraz ma zostać uczynione dla północnej Europy, jest końcowym aktem oczyszczenia Kościoła, jakie zapoczątkował Luter. Po wiekach dziewiętnastu miało zostać chrześcijaństwo uwolnionem ostatecznie od resztek naleciałości średniowiecznych i przybrać swą postać rzeczywistą, niepokalaną, dopiero teraz zdolną ogarnąć świat cały i wszystkie ludy, jak to zostało przyobiecane.

Jeden, co najmniej, atoli uczestnik zebrania żywił inne zapatrywanie. Pod oknem siedział ciemnowłosy mężczyzna w średnim wieku z przystrzyżoną brodą i patrzył w ogród. Przez całą debatę siedział niepostrzeżony i targał nerwowo brodę. Raz po raz przenosił spojrzenie na Prama, który wysoki i smukły stał pośród koła nabożnych słuchaczy z odwiniętemi połami surduta, palcami lewej ręki w kamizelce i wyciągniętą dramatycznym ruchem prawicą. Stał jak przystało triumfatorowi i wymownie perorował o kwestji objawienia i wiary w cuda, która, jego zdaniem winna była zostać głównym