Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/492

Ta strona została przepisana.

Panująca nad sobą we wszystkich okolicznościach życia, Ranghilda straciła teraz głowę. Pater starał się ją uspokoić, tłumacząc naturalny powód zjawiska, to też po chwili przyszła do siebie. Ale równowagę odzyskała dopiero wydostawszy się, oparta o jego ramię, ze „straszliwej pustyni.“ Gdy doszła do domu i opowiadała przygodę pani Betty, wówczas nawet jeszcze śmiech jej brzmiał nerwowo.

Nie rzadkie w tych stronach i przelotne zjawisko przyrody, które napędziło takiego strachu Ranghildzie, było w samej rzeczy groźną zapowiedzią burzy, a żeglarze uważali je za jedną z najniebezpieczniejszych oznak, pojawiającą się bezpośrednio po świcie, lub tuż przed zachodem. Zazwyczaj powietrze bywa wówczas ciepłe, a morze przez czas dłuższy przedtem spokojne. Czekając na pierwsze uderzenie, morze śni leniwo. Cios pada nagle, błyskawicznie, liny statków wydają jęk krótki i znów zapada cisza, martwe, niesamowite milczenie, a woda drży niespokojnie. Za chwilę toń zaczyna wrzeć, a kto żyw na statku musi zwijać żagle i zabijać gwoździami wszystkie luki, zanim nadejdzie nowy wysłannik burzy w otoczeniu wielkich, grzywiastych fal na całym widnokręgu.
Na wybrzeżu tłumnie w chwilach takich. Mieszkańcy lepianek, zbudowanych z wodorostów, mający drogich swych na morzu, wyglądają znaków burzy na ziemi i niebie i, gdy kot zacznie miauczeć, a wichr w kominie zawyje jak pies, węszący trupa, kobiety wychodzą na próg, a przysłoniwszy oczy, wpatrują się we fale. Ukazują się sparci na lasce starcy i patrzą też, coś mrucząc do siebie. Pierwsze,