Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/104

Ta strona została uwierzytelniona.

— A u licha! wojna, sława, szeroki świat — wszystko dobre, ale i czapka potrzebna.
— Jest na dnie w skrzyni jakiś stary kapelusz, co go ojciec zdobył na jednym oficyerze szwedzkim pod Trzemesznem.
— To go weź — i jazda!
Jacek zniknął w alkierzu i po chwili wrócił przybrany w rajtarski żółty kapelusz, zaduży na jego głowę. Rozweselony tym widokiem ksiądz Woynowski chwycił się za lewy bok, niby szukając szabli, i rzekł:
— Dobrze jeszcze, że to szwedzki kapelusz, a nie turecki zawój. Ale i tak czyste zapusty!
Jacek uśmiechnął się w odpowiedzi i rzekł:
— Na sprzączce są jakoweś kamuszki, może co warte.
Poczem siedli i pojechali. Zaraz za opłotkami widać było przez bezlistny olszak Bełczączkę i dwór w niej jak na dłoni — więc ksiądz pilnie uważał na Jacka, ale ów nacisnął tylko na oczy swój zaduży szwedzki kapelusz i ani spojrzał, choć tam została nietylko jego magierka.