Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/111

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pójdę — rzekła — zakrzątnąć się koło wieczerzy.
— Idź, gospochno, idź! — odpowiedział pan Pągowski. Z ciebie jest i radość w domu, i pożytek.
Poczem dodał:
— A talerze każ dać srebrne, aby pokazać temu Cypryanowiczowi, że godny statek nietylko u uszlachconych ormian się znachodzi.
Panna Sienińska skoczyła do czeladnej, ale że chciała jeszcze przed wieczerzą załatwić inną, ważniejszą dla niej sprawę, więc, zawoławszy służebnego wyrostka, rzekła mu:
— Słuchaj, Wojtuszku, skoczysz do Wyrąbków i powiesz panu Taczewskiemu, że panienka bardzo się kłania i odsyła mu tę oto magierkę. Naści tynfa za drogę, a powtórz, co masz powiedzieć?
— Że panienka się kłania i odsyła magierkę.
— Nie, że się kłania, jeno że bardzo się kłania — rozumiesz?
— Rozumiem.
— To ruszaj! a kożuch weź, bo na noc znów mróz bierze. Psy niech też pójdą z tobą. „Bardzo się kłania“ — pamiętaj i wracaj zaraz — chybaby pan chciał dać odpowiedź.
Tak załatwiwszy tę sprawę, udała się do kuchni, ażeby zająć się wieczerzą, która, ponieważ spodziewano się powrotu pana z gośćmi, była już prawie gotowa. Potem, przybrawszy się i przygładziwszy włosy, zeszła do stołowej izby.
Stary Cypryanowicz powitał ją dobrotliwie, albowiem jej młodość i uroda bardzo mu były jeszcze w Jedlince przypadły do serca. Że zaś o syna był już zupełnie spokojny, więc, gdy siedli do wieczerzy, począł rozmawiać z nią wesoło, starając się nawet i z pomocą żartów rozproszyć tę jakowąś troskę, którą widział