Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/143

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ha! trzeba było pychę upokorzyć, a że się przytem pali mosty, sam Jacek tego chciał.
— Tak! tak! — zawołał gorączkowo Taczewski.
— A teraz słuchajcie, co mu już od siebie dopisuję:

„Do której wyrozumiałości ja sam skłoniłem W. Taczewskiego w tej myśli, że wprawdzie łuk jest waścin, ale zatruta strzała, którą zacnego młodziana ugodzić chciałeś, może i nie z waścinego sajdaka pochodzi. Rozum bowiem równie jak siła w kościach słabnie z wiekiem i niedołężna starość, łatwo cudzym podszeptom się poddając, tem samem na większe pobłażanie zasługuje. W tej myśli kończę, przydając jeszcze, jako kapłan i sługa Boży, tę uwagę, że im wiek późniejszy, a kres bliższy, tem mniej przystoi służyć pysze i nienawiści, a natomiast tem więcej myśleć o zbawieniu dusznem, którego sobie i W. Mości życzę. Amen. Przyczem pozostając, etc. piszę się etc.“

— Wszystko jest accurate wypisane — rzekł pan Serafin — nic dodać, nic ująć.
— Ha! — rzekł ksiądz. — I myślisz waćpan, że ma na co zasłużył?
— Oj! aż mi się gorąco przy niektórych terminach czyniło.
— I mnie — dodał Łukasz Bukojemski. — Prawdziwie, że jak człowiek takie rzeczy słyszy, to mu się pić, jak w czasie upału, zachciewa.
— Bądź-że, Jacku, rad ichmościom, a ja pismo zapieczętuję i odeślę.
To rzekłszy, zdjął sygnet z palca i poszedł do alkierza. Jednakże, przy pieczętowaniu listu, widocznie jakieś inne myśli przyszły mu do głowy, bo gdy wrócił, rzekł: