Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/23

Ta strona została uwierzytelniona.

A Jan zakłopotał się nieco i odrzekł:
— Kto tam wie, co go jutro spotka!
— Roztropna to uwaga, — zauważył Cypryanowicz — ale do czego ją waćpan stosujesz?
— Bo co?
— Bo nic: jeno pytam, czemu to o jutrze wspominasz?
— A to waść nie wiesz, że afekt gorszy od wilka, gdyż wilka można zabić, a afektu nie zabijesz.
— Wiem, ale to znów inna materya.
— Byle dowcip dopisał, mniejsza o materyę.
— Ha! jeśli tak, to Boże dopomóż dowcipowi.
Panna Sienińska poczęła się śmiać w piąstkę, za nią Cypryanowicz, a w końcu i panowie Bukojemscy. Lecz dalszą rozmowę przerwała służka, prosząc na wieczerzę.
Starszy pan Cypryanowicz podał ramię pani Winnickiej, po nich szedł pan Pągowski, młody zaś Cypryanowicz prowadził pannę Sienińską.
— Trudna dysputa z panem Bukojemskim! — rzekła rozweselona panienka.
— Bo jego racye są jako narowiste konie, z których każdy ciągnie w inną stronę; wszelako, powiedział on dwie prawdy, którym trudno negować.
— Jakaż jest pierwsza?
— Że nikt nie wie, co go jutro spotka, jako i jam na przykład nie wiedział, że oczy moje ujrzą dzisiaj waćpannę.
— A druga?
— Że łatwiej wilka zabić niż afekt... Wielka to prawda.
To rzekłszy westchnął młody pan Cypryanowicz, a panienka spuściła na oczy cieniste swe powieki i zamilkła.