Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/93

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic tu po tobie, wszystko przepadło! — wołała na taki widok rozpacz i zazdrość w sercu Jacka. Ból jego był tem większy, że dotychczas ani się domyślał, jak ta sama dziewczyna, która dla niego miewała zmienne humory i na jedno przychylniejsze słowo mówiła mu zwykle dziesięć obojętnych, albo zgoła złośliwych — umiała być słodka, dobra i anielska dla kochanego prawdziwie człowieka. Bo że panna Sienińska kocha Cypryanowicza, nie wątpił już o tem nieszczęsny Jacek wcale. A on przecież poniósłby nietylko taką ranę jak Cypryanowicz, ale z radością wytoczyłby wszystką krew, żeby choć raz w życiu przemówiła do niego takim głosem i spojrzała na niego takiemi oczyma. Więc obok bólu, chwycił go zarazem i żal niezmierny, bijący potokiem łez do oczu, które, jeśli się z nich wydostaną i po policzkach nie spłyną, to zaleją serce i napełnią całe jestestwo człowiecze. Takie wypełnienie piersi łzami czuł teraz Jacek, a na dobitkę, nigdy nie wydała mu się panna Sienińska tak bez żadnej miary piękna, jak teraz, z pobladłą twarzyczką i z koroną płowych włosów, rozpierzchłych nieco ze wzruszenia: „Anielska ci ona, — wołał w nim ten żal — ale nie dla cię! cudna, ale ją inny weźmie!“ I chciał jej do nóg padać, i u jej stóp wyznać całą mękę i miłość, a jednocześnie czuł, że, zwłaszcza po tem, co zaszło, czynić tego nie należy i że, jeśli się sam nie opamięta i nie potłumi w sobie dusznej rozterki, to jej powie co innego, niż chce, i pogrąży się w jej oczach do ostatka.
A tymczasem pani Winnicka, jako osoba wiekowa i znająca się na lekach, weszła wraz z Cypryanowiczem do drugiej izby, a panna wróciła ode drzwi. Jacek rozumiejąc, że trzeba korzystać z czasu, posunął się ku niej.
— Chciałbym słówko waćpannie rzec — przemó-