Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom IV.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

po drodze, a tak samo też zażartował i z Rzepowej, a potem zaraz ruszył dalej. Do uszu Rzepowej doszły śmiechy jego i guwernantki; potem zobaczyła, jak się zaczęli całować i znikli wraz z kabrjoletem w ciemnej dali.
Rzepowa została sama. Ale niedarmo to mówią: „Baby i ropuchy nawet siekierą nie zabijesz!“ Po godzinie jakiej zwlokła się znowu, choć nogi gięły się pod nią: poszła dalej.
— Cóż Ci ta dziecina winna, ona rybeńka złota, Panie Boże! — powtarzała, tuląc do piersi chorego Jaśka.
A potem widać zaraz porwała ją gorączka, bo zaczęła mruczeć, jakby pijana.
— W chałupinie pusta kołyseczka, a mój to ta poszedł na wojenkę z karabinem.
Wiatr zsunął jej czepiec z głowy: śliczne jej włosy rozsypały się po plecach i poczęły furkać w powietrzu. Nagle błysnęło: piorun runął tak blisko, że owionął ją zapach siarki, i aż przysiadła. Ale przyprowadziło ją to do przytomności; krzyknęła: „A słowo stało się ciałem!“ Spojrzała na niebo, które było wzburzone, niemiłosierne, wściekłe, i zaczęła drżącym głosem śpiewać: „Kto się w opiekę“. Jakiś złowrogi miedziany odblask padał z chmur na ziemię. Rzepowa weszła do lasu, ale w lesie było jeszcze ciemniej i straszniej. Od chwili do chwili zrywał się nagle szum, jakby przerażone chojary szeptały do siebie ogromnym szeptem: „Co to będzie! O! dla Boga!“ Potem znów nastawała cisza. Czasem znów z głębiny leśnej rozlegał się jakiś głos. Rzepową aż ciarki prze-