Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

czyna się od barona. Na to Świrski w chwili złego humoru zapytał: „w którą stronę?“ Młody człowiek wziął tę odpowiedź tak do serca, że począł naradzać się z panem Wiadrowskim i radcą Kładzkim, jak ma postąpić — i wówczas z prawdziwem zdumieniem dowiedział się od nich, że Świrski ma mitrę w herbie. Wiadomość o niezwykłej sile fizycznej Świrskiego i biegłości jego w strzelaniu wpłynęła również uspokajająco na nerwy barona, dość, że przemówienie się nie miało następstw, zostawiło tylko pewną niechęć w obydwóch sercach. Zresztą, od czasu, gdy pani Elzen zdawała się przechylać stanowczo na stronę Świrskiego, niechęć owa stała się zupełnie platoniczną.
Malarz odczuwał ją jednak silniej. Nikt wprawdzie nie przypuszczał, by sprawa mogła skończyć się małżeństwem, ale między znajomymi poczęto już mówić o jego sentymencie dla pani Elzenowej, on zaś podejrzywał, że Sinten i jego kompanja podrwiwają z niego. Ci wprawdzie nie zdradzili się z tem nigdy najmniejszem słowem, w Świrskim jednak tkwiło przekonanie, że tak jest, i bolało go to, głównie ze względu na panią Elzenową.
Rad też był teraz, że dzięki pokojowemu usposobieniu konia. Sinten wyszedł na człowieka, który bez powodu nawet opowiada rzeczy nieprawdziwe, więc wróciwszy, rzekł:
— Dobry koń i właśnie dlatego dobry, że spokojny jak owca.
Poczem zsiadł i szli razem dalej, we troje, a nawet w pięcioro, bo Romulus i Remus trzymali się teraz blisko. Pani Elzen, na złość Sintenowi, a może