Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziękuję za rezolucyą waszmościów, a usługi przyjmuję. Wiem, iż żołnierz słuchać musi i jeślim po waściów posyłał, to dlatego, żem o zakazie nie wiedział. Nie jedną odtąd złą i dobrą chwilę ze sobą przeżyjemy, ale spodziewam się, iż waszmościowie radzi będziecie z nowej służby.
— Byleś W. K. Mość był z nas rad i z naszych pułkowników.
— Dobrze! — rzekł książę. — Daleko nieprzyjaciel za wami?
— Podjazdy blizko, ale główna siła dopiero na ranoby tu zdążyć mogła.
— Dobrze. Tedy mamy czas. Każcież waszmościowie przejść waszym pułkom przez majdan, niech je zobaczę, abym poznał, jakiego to przywiedliście mi żołnierza i czy siła będzie z nim można dokazać.
Pułkownicy wrócili do pułków i w kilka pacierzy weszli na ich czele do obozu. Towarzystwo z pod górnych chorągwi książęcych sypnęło się jak mrowie, aby widzieć nowych towarzyszów. Szła więc naprzód dragonia królewska, pod kapitanem Gizą, w ciężkich chełmach szwedzkich z wysokimi grzebieniami. Konie pod nimi podolskie, ale dobrane i dobrze wypasione, żołnierz świeży, wypoczęty, w jaskrawej i błyszczącej odzieży, wspaniale na pozór odbijał od wymizerowanych regimentów książęcych, odzianych w podartą i wypłowiałą od deszczów i słońca barwę. Za nimi szedł z pułkiem Osiński, w końcu Korycki. Szmer pochwalny rozległ się między książęcem rycerstwem na widok głębokich szeregów niemieckich. Kolety na nich jednostajne czerwone, na ramionach połyskujące muszkiety. Szli po trzydziestu w rzędzie, krokiem jednostajnym, jakby szedł jeden czło-