Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

nemu oddać. Bóg będzie miał litość nad twoją duszą, jeśli to uczynisz.
Watażka wsparł głowę na dłoniach i zamyślił się głęboko, a trzej towarzysze pilnie śledzili zmiany w tej ruchliwej twarzy, która nagle oblała się takim smutkiem tkliwym, jakby na niej nigdy gniew, ani wściekłość, ani żadne srogie uczucia nie grały i jakby ten człowiek tylko do kochania i tęsknoty był stworzony. Długi czas trwało milczenie, aż wreszcie przerwał je głos Zagłoby, który drżał, mówiąc następne słowa:
— Jeżeliś zaś ją już pohańbił, niechże cię Bóg potępi, a ona niech choć w klasztorze znajdzie schronienie...
Bohun podniósł oczy wilgotne, roztęsknione i tak mówił:
— Jeśli ja ją pohańbił? Ot! nie wiem jak wy miłujecie, panowie szlachta, rycerze i kawalery, ale ja kozak, ja ją w Barze od śmierci i hańby ochronił, a potem w pustynię wywiózł — i tam jak oka w głowie pilnował, palca na nią nie skrzywił, do nóg padał i czołem bił, jak przed obrazem. Kazała precz iść, tak poszedł — i nie widział jej więcej, bo wojna-matka trzymała.
— Bóg to waści na sądzie policzy! — rzekł, odetchnąwszy głęboko, Zagłoba. — Ale zali ona tam bezpieczna? Tam Krzywonos i Tatary!
— Krzywonos pod Kamieńcem leży, a mnie do Chmielnickiego posłał pytać, czy pod Kudak ma iść — i już pewno poszedł, a tam, gdzie ona jest, niema ni kozaków, ni Lachów, ni Tatarów — ona tam bezpieczna.
— Gdzie ona tedy?
— Słuchajcie, panowie Lachy! Niech będzie jak chcecie — powiem ja wam, gdzie ona jest i wydać ją