Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

tatarskie i kozackie na wolny przejazd do Akermanu. Pojedziemy na Uszycę, Mohylów i Jampol, z bławatami, wszędy po drodze się zatrzymując, gdzie jeno ludzie żywi mieszkają; może też Bóg pomoże, że znajdziem, czego szukamy. Towarzyszom moim, Wołodyjowskiemu i panu Zagłobie, powiedz, panie Krzysztofie, by w Zbarażu na mnie czekali, jeśli im czego innego czynić nie wypadnie, bo w tę drogę, w którą jadę, większą kupą jechać nie można, a to dla wielkiej podejrzliwości kozaków, którzy w Jampolu zimują i nad Dniestrem, aż do Jahorlika, konie w śniegach trzymają. Czego ja sam nie sprawię, tegobyśmy i we trzech nie dokazali, a ja prędzej za ormianina ujść mogę. Podziękuj im, panie Krzysztofie, z duszy serca za ich rezolucyą, którą, pókim żyw, będę pamiętał, ale czekać na nich nie mogłem, gdyż każdy dzień w męce mi schodził — i tego nie mogłem wiedzieć, czyli przyjadą, a najlepsza pora teraz jechać, gdy wszyscy kupcy po bakalie i bławaty ruszają. Pacholika wiernego odsyłam, którego miej w opiece, bo nic mi po nim, boję się zaś jego młodości, żeby się gdzie z czem nie wygadał. Pan Bukowski zaręcza za owych kupców, że poczciwi, co i ja myślę, wierząc, że wszystko w ręku Boga najwyższego, któren jeśli zechce, miłosierdzie nam swoje okaże i mękę skróci, amen“.
Pan Zagłoba skończył list i spoglądał na swoich towarzyszów, oni zaś milczeli — aż w końcu Wierszułł rzekł:
— Wiedziałem, że on tam pojechał.
— A co nam czynić wypada? — pytał Wołodyjowski.
— A cóż — rzekł Zagłoba, roztwierając ręce. — Nie mamy po co już jechać. To, że on z kupcami je-