Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

belana ogarnęło takie rozdrażnienie, że nos i broda poczęły mu się schodzić zupełnie i trzęsły mu się ręce, gdy, stukając tabakierką, mówił:
— Dowcip mu zwietrzał, ale nie wywietrzał, a jego biskupią reputację dawniej psy zjadły, niż mój wigor. Bo ja widziałem swego czasu kopersztych, a na nim księdza biskupa warmińskiego przy ołtarzu i dwie damy w rogówkach, służące mu do mszy. Zawsze był zgorszeniem dla ludzi i taki sam pozostał. Gotów żonglować cnotami teologicznemi, jak kuglarz, albo grać niemi w bilbokieta... Jeśli ksiądz Łuskina nie napadał na niego w swoim „Monitorze“, to tylko dlatego, że mu drogo sprzedawał wino francuskie na Starem Mieście... Ale dzisiejsza jego purpura pokrywa tak samo siedm grzechów głównych, jak wczorajsze fiolety... Tylko odgrzewane koncepta mniej są warte od dawniejszych. Nie pójdę do niego z wizytą, ale mu to napiszę. Zdobędę się i ja na takie rymy...
I z wielkiej irytacji zaciął się, a wogóle słowa przychodziły mu z pewną trudnością, tak nawet wyraźną, że Kajetan spojrzał nań kilka razy ze zdziwieniem. Rozdrażnienie nie opuściło go aż do obiadu, a wino, którego wypił więcej niż zwykle, spotęgowało tylko jego gniew na biskupa. Uspokoił się nieco dopiero po poobiedniej drzemce, ale zbudziwszy się, dał jednak rozkaz Firminowi, by pakował rzeczy, i powtórnie zapowiedział, że jutro odjeżdża. Pod wieczór siadł do pisania odpowiedzi prymasowi, lecz nie mógł się na nic zdobyć i list odłożył do powrotu na wieś. Dwaj młodzi Kwiat-