Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

Tu westchnął i tak mówił dalej:
— Nie śmiałem napisać: „Już podbiła Marka niemi“, i imię moje zastąpiłem literami N. N. A teraz korzysta z tego stryj. Taki przewrotny jest ten świat. Uważ, że stryjowi na imię August, więc jeśli się powie: „Już podbiła Augusta niemi“, to będzie za wiele zgłosek i rytm zły. Ach! ale stryj i na to nie zważał.
Cywiński jął przygryzać żółte wąsiki, a z niemi razem i krótką górną wargę, niedostatecznie odsłaniającą nieco przydługie przednie zęby.
— Ty się śmiejesz? — zapytał z melancholją Marek.
— Nie. Ale nie stójmy tak na miejscu, bo mróz bierze.
Ruszyli dalej. Mróz rzeczywiście brał tęgi. Słońce zaszło. Przez zwikłaną kratę gałęzi na przydrożnych drzewach widać było niezmierną złotą i czerwoną zorzę. Od zabudowań leciały na noc do lasu wrony. Śniegi na polach powlokły się barwą fioletową, a tropy lisie i zajęcze widne na rozłogach śnieżnych, barwą ciemnego szafiru. Wierzby przy rowach były jakby omaszczone purpurą.
— Ty się śmiejesz? — powtórzył Marek. — Myślałem, że choć w tobie znajdę trochę współczucia.
— Znajdziesz, ile zechcesz, ale tymczasem odpowiedz wyraźnie na moje pytanie. Mnie nie chodzi o sztambuchy, tylko o to, czyś wprost nie wyznał pannie Wyrożębskiej, że ją kochasz?
— Niestety, nigdy! Dziesięć dni temu byłem w Leżnicy Wielkiej. Zdarzyło się, że zostaliśmy z Klarybellą sami. Ona siedziała przy szpinecie, przebiera-