Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

ściej z panną Klarybellą, czy nie zdarzyło ci się mówić i z nią o tem małżeństwie?
— Nie. Nie mamy wzajem do siebie sympatji, a to wyłącza ufność.
— Gdybyś jednak spróbował zbliżyć się z nią i przełamać lody...
— Lód jest i po tamtej stronie bardzo gruby...
— Mnie chodzi o Klarybellę — mówił Marek — i powiem ci otwarcie, że przedewszystkiem o nią. Bo widzisz, małżeństwa między osobami w tak nierównym wieku nie są zwykle szczęśliwe, ale czasem mogą być spokojne...
— Mówisz roztropnie, nad twoje młode lata — przerwał Kajetan.
— Pozwól... Bywają czasem spokojne... Ale jeśli kobieta, która wychodzi za starca, kocha innego, wtedy życie jej staje się jednem męczeństwem.
— A czy panna Klarybella kocha innego? — zapytał zimno Kajetan.
— Tak jest.
— Tem gorzej dla papy.
I tu spojrzał na Marka z uśmiechem pełnym wyrozumiałości i politowania dla jego młodzieńczej naiwności, a Marek zrozumiał, zarumienił się po uszy i odparł żywo:
— Ani mi się śniło myśleć o mnie. Ten, którego ona kocha, jest oficerem w legji Dąbrowskiego i przelewa krew za wolność narodów. Może już nie żyje, ale prosiła mnie, bym w razie, gdy go spotkam, oddał mu tę oto obrączkę...
Tak mówiąc oddał obrączkę Kajetanowi, a ów