Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

zbliżył ją do samych oczu, obrócił wokoło i przeczytał: „spes mea“.
Po chwili milczenia uśmiechnął się znowu, ale tym razem gorzkim i szyderczym uśmiechem.
— „Spes mea“ — powtórzył. — Wszakże to Seneka powiada: „Nie buduj domu na piasku, a szczęścia na sercu kobiecem“. Niezłą miał przecież żonę stary Seneka, bo Paulina straciła dla niego cerę, a jednak on to powiada...
— Ty się śmiejesz, Kajetanie?
— Prawie, albowiem myślę, że jeśli ów legjonista żywi się tylko tą nadzieją, to nie musi być otyły.
— Gdybyś widział Klarybellę, tak jak ja ją widziałem, smutną, ze łzami w oczach, tłumiącą łkanie, nie szydziłbyś z jej nieszczęścia. Nigdy w życiu nie zapomnę tego widoku i oddałbym nie wiem co, byle wrócić jej choć nadzieję.
— Której dobrowolnie się wyrzeka. Podziwiam cię tem bardziej, iż i tobie nie była obojętna. Nie umiałeś skrywać twoich młodzieńczych uczuć, które mogły mieć siedlisko tylko w wyobraźni, jednakże płonęły tak jasno, że wszyscy je widzieli: ja, ojciec i ona. Ale współczucie unosi cię za daleko, bo ostatecznie, gdyby kochała tamtego legjonistę, to nie zgodziłaby się na małżeństwo z moim ojcem.
— Ale czyż nie rozumiesz, że tam ruina i że chodzi jej o chleb dla rodziców.
— Tak się to mówi, bo to brzmi żałośniej i poetyczniej. Wyrożębscy to znaczny ród i między ich krewnymi są niezawodnie nietylko ludzie zamożni,