Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

cmentarzu kupy żółtego piasku, i nic takim strachem, jak śpiewy pogrzebowe.
To też w czasie requiem aeternam nie patrzył wcale na trumnę, tylko na pannę Klarybellę i kilkakrotnie podnosił do wyróżowanych nozdrzy flakon z solami. Panna Klarybella chwyciła za serce nawet Kajetana, gdyż zaraz po przysypaniu mogiły zbliżyła się z oczyma pełnemi łez do Anusi i, uściskawszy ją serdecznie, zaprosiła ją wraz z panią Cywińską do starościny Sokołowskiej. Pani Cywińska, ku wielkiemu oburzeniu i skrytej radości szambelana, odmówiła jednak, grzecznie, ale stanowczo, albowiem od śmierci kapitana uważała Anusię jakby za swą wyłączną własność i była przekonana, że prócz niej samej nikt nie ma prawa zajmować się nią, ani nawet jej pocieszać. Chciała też pomówić bez zwłoki z mężem o Anusi i Stanisławie, co do których miała gotowy plan, ułożony z wielkim wysiłkiem myśli w ciągu trzech dni, dzielących śmierć od pogrzebu. Plan ten, który miał uszczęśliwić oboje młodych, a zarazem zapewnić spokój do końca życia jej samej i mężowi, wydawał się zacnej niewieście ostatnim wyrazem macierzyńskiej polityki.
To też zaraz po powrocie z pogrzebu i po posiłku zabrała męża do jego własnej kancelarji i, zasiadłszy z robotą po drugiej stronie stołu, założonego rejestrami, poczęła w milczeniu nizać włóczkowe oczka. Cywiński domyślił się, że przyszła na dłuższą rozmowę, więc nabił fajkę, zapalił i czekał.
Był to człowiek lat sześćdziesięciu kilku, pleczysty, silny, ale z uciętą lewą ręką i bardzo blady.