Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

tej siły, prawdy i życia, jakie zawierają w sobie farby olejne. Szczególniej da się to wszystko powiedzieć o obrazie przedstawiającym statek na morzu oświeconem blaskami zachodu. Rozkołysane fale mienią się jak tęcza rubinem, szafirem, złotem, co byłoby pięknem, gdyby te fale miały jakiś ciężar; ale one wydają się jakby ubite z pianki i jakby pierwszy powiew wiatru mógł je wydmuchnąć z dna morskiego. Jest to wprost przeciwne prawdzie, pierwsze bowiem wrażenie, jakie sprawia rozkołysana fala, jest wrażeniem niezmiernego ciężaru. Efekt ten mniejszy jest wprawdzie na morzach południowych niż na północnych, bo łagodzi go przezroczysty istotnie koloryt i zlewanie się oddali z błękitem powietrza, niemniej przecie istnieje i głównie do oka przemawia. Z malarzy nowszych umiał najlepiej go chwytać Courbet. W jego obrazach widać przede wszystkiem ów ciężar kobaltowych, spiętrzonych gór wodnych, które ryczą i pod któremi zdaje się uginać wszystko. Ale fale p. Nadziei Pane nie większy mogą sprawiać szelest niż puch poruszany wiatrem. Idzie ona w pojęciu morza nie np. za Courbetem, jeno, raczej za przechwalonym Ajwazowskim, który jest wprawdzie królem, ale jako jednooki między ślepymi, i którego woda nie podlega także powszechnym prawom ciążenia. Drugim kardynalnym brakiem w obrazach artystki jest brak oryginalności. Na te włoskie błękitne wody i nieba, na pinie porozkładane w kształcie parasoli, na różane refleksa, na ruiny, bluszcze, domy i skały napatrzyliśmy się już, nawet i na roletach po cukierniach. Można to