Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.
—  245  —

treść wynagradzało prawdziwie niepospolite, pełne artyzmu wykonanie, to jest taki styl, w którym by uderzający prawdą realizm opowiadania splatał się w całość, przejętą na wskroś poezją.
Takie warunki i przymioty jeśli zdobędzie Hajota — to chyba później. Dziś niedostaje jej ich zupełnie. Styl jej jest wprawdzie dość obrazowym i dostatecznie poprawnym, ale nie jest jej własnym, nie jest nowym, oryginalnym, nie jest przez nią stworzonym.
Co do obrazowania, niech czytelnik sam osądzi z następującego kawałka: „Stosy zżółkłych liści (pisze p. Hajota) niby wieńce grobowe okrążały pnie drzew obnażonych, wrony kracząc niemile podlatywały na mokrych polach obciągniętych mgłami, wszystko było smutne; natura, jakby wiedząc o święcie umarłych, przybrała się w najsmutniejsze swoje szaty“. Mniej szczęśliwe porównania trafiają się jednak dość często i do takich liczymy np. porównanie „szaro-brudnych obłoków, z których wiatr strząsał ciężkie krople deszczu“ do „niedobrze wyżętej bielizny“. Objaśnianie rzeczy wielkich przez małe, jeśli nie ułatwia do najwyższego stopnia praktyki, nie służy do niczego. Za to opisy lampek, migających żółtemi językami wśród pomroki cmentarnej lub mrugających na kształt źrenic niewidzialnych istot, są o wiele wyższe.
Tu i owdzie więc znajdują się rzeczy dość ładne, ale w takich maleńkich obrazkach, gdzie wszystko polega na wysokim artyzmie i gdzie przede wszystkiem o niego chodzi, mówić: dość ładne, jest to