Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

nie jest podobnym do nikogo — Matejko tworzy, że się tak wyrazimy: swoje własne malarstwo — i funduje szkołę — Brodzki idzie za innymi, nie naznacza pieczęcią potężnego indywidualizmu swoich dzieł, robi prędzej od innych, efektowniej od innych — ale wedle rutyny. Jest on może pomysłowszym a przede wszystkiem śmielszym niż Godebski, Guyski, Weloński, Rygier — ale w wykonaniu bynajmniej ich nie przewyższa. Przeciwnie, w tem, co się nazywa dokładnością, starannością odrobienia, nielekceważeniem modelów, a zatem i prawdą — oni wyżej stoją od niego. Rzeźb p. Brodzkiego widzieliśmy bardzo wiele. Najoryginalniejsza z nich, Fuga di Pompei, imponuje rzeczywiście śmiałością; ale w rysunku, zwłaszcza konia i mężczyzny, posiada bardzo wiele wad, pozwalających się domyślać, że artysta robił z pamięci, nie z modelów. Widzieliśmy także na wystawie paryskiej nagrobek jego dzieła, przeznaczony dla jakiejś margrabiny włoskiej (nazwiska nie pamiętamy), który szczególniej pociągał ku sobie widzów. Stoi on już obecnie na cmentarzu rzymskim w kaplicy tejże rodziny, a przedstawia kobietę zmarłą, którą nadbiegające dziecie stara się rozbudzić, myśląc, że matka śpi tylko. Poetyczność tego pomysłu, zdziwienie malujące się na twarzy dziecka, które zdaje się wołać: mamo! — wszystko razem pociąga ku sobie serca widzów i jedna dziełu ich sympatię. Ale po bliższem przypatrzeniu się dostrzegamy, że dziecie jest niemowlęciem, które nie mogłoby się o własnych siłach utrzymać na nogach — i ta niezgodność z naturą rodzi jakąś fałszywą nutę i znów