Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

obowiązku i jedności, nie zatrzymała się zaś dopóty, dopóki niebezpieczeństwo nie zostało oddalone. Dziś widmo głodu mniej strasznie się już przedstawia, a jednak datki w pieniądzach i zbożu płyną jeszcze bez ustanku, nie licząc tego, co przyniesie wydawnictwo pn. Ziarno. Głosom, które pragnęły zatamować ów prąd ofiarności, odpowiadano z dwóch stron: od strony kraju — ofiarami, od strony organów opinii publicznej śmiałem twierdzeniem, że ilekroć zajdzie potrzeba i gdziekolwiek zajdzie, bliżej czy dalej, społeczeństwo nasze ani chwili nie zawaha się z pomocą dla potrzebujących.
Dziś pora dowieść, że zaufanie w ofiarność kraju nie było płonnem, a sama ofiarność jest czemś więcej niż prądem, który się z siłami nie liczy. Oto zachodzi nowa potrzeba ratunku dla Sandomierzan. Wylew Wisły poczynił nadbrzeżnym mieszkańcom szkody niepowetowane: zrujnował chaty, poniszczył zasiewy, setki rodzin pozbawił mienia, sposobu do życia i zagroził głodem. Gdy mówiono nam, że: jeśli tyle robimy dla Szlązaków, co zrobimy dla naszych, — odpowiadaliśmy, iż nie widzimy i nie uznajemy różnicy, ale właśnie dlatego, że jej nie widzimy, wzywamy obecnie o pomoc dla Sandomierzan, którzy nie mniej na nią zasługują. W imie zdrowego rozsądku i miłosierdzia rzucamy pytanie, czyby ten sam prąd ofiarności, tak silny jeszcze, nie dał się skierować tam, gdzie zachodzi równa, a poniekąd pilniejsza, bo nie zaspokojona potrzeba? Tylko prowincja pomyślała dotąd o nieszczęśliwych, — w mieście, biorącem zwykle inicjatywę w sprawach podobnych, nie uczyniono