Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.




VII.

Jakoż zaraz następnego dnia wybrali się obaj pod wieczór ze strzelbami i psem ku staremu młynowi, a po drodze Krzycki począł rozpowiadać wszystko, o czem się wczoraj dowiedział:
— Byłem w Rzęślewie — mówił — ale tam nic dobrego nie słychać. Chłopi rozpowiadają, że testament jest fałszywy, i że skręcili go panowie, by rządzić pieniądzmi i gruntami na własną korzyść. Wiem już prawie napewno, że tej oliwy dolewa do ognia Laskowicz. Dlaczego? — nie rozumiem, ale tak jest. Zwłaszcza bezrolni burzą się i powiadają, że jeśli cały majątek między nich rozdzielą, to sami dadzą składkę na szkołę. Oczywiście, nie mają przytem najmniejszego pojęcia, o jaką szkołę Żarnowskiemu chodziło i ile taka może kosztować.
— Co zamierzasz wobec tego zrobić? — zapytał Groński.