Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.
—   132   —

dawniej mieli przywileje książęta, duchowieństwo i szlachta. Dziś nikt nie ma żadnych — pieniądz ma wszystkie. Oczywiście, że występuje do walki przeciw niemu praca.
— To mi zaczyna trącić apologią socyalizmu — zauważył Dołhański.
— Nie. To nie jest apologia. Bo przedewszystkiem, patrząc na rzecz z góry, czemże jest ten nowy prąd, jeśli nie jednem więcej złudzeniem w gonitwie ludzkości za szczęściem. Co do mnie, to twierdzę tylko, że socyalizm przyszedł, a raczej, że w naszych czasach ogromnie wezbrał, ponieważ musiał wezbrać. Chodzi tylko o to, jak się przedstawia i czy nie mógłby mieć innej twarzy. I tu się zaczyna moja krytyka. Ja socyalistom nie uważam za grzech socyalizmu, tylko właśnie to, że idea zaczyna w ich szkole nabierać coraz bardziej rysów złośliwego idyoty. Naszym — zarzucam głupotę wprost bajeczną, co bowiem mógłby ktoś powiedzieć, naprzykład, o mrówkach, któreby wytoczyły sprawę robotnic i gryzły się o nią w chwili, gdy na mrowisku leży mrówkojad i połyka je tysiącami?
— Prawda! — zawołał Krzycki.
— A przecie — zakończył Groński — na naszem mrowisku leży całe stado mrówkojadów.