Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.
—   191   —

a bandytyzm nie może być instytucyą stałą. No! Oczywiście, ludziom z bojówki sprzykrzyło się już rabować na rachunek partyi i wolą na swój. Albo ja wiem, czy dziś dojedziemy żywi do Krzyckich? Ba! — Krzycki powinien się strzec, więcej, niż inni. Uchodzi za człowieka zamożnego, więc tembardziej będą go mieli na oku. Ja do Jastrzębia pojadę, bo, jeśli mnie mają zamordować, to chcę usłyszeć jeszcze przedtem nasze cudowne dziecko. Ale, po prawdzie, Krzyccy, zamiast zapraszać nowych gości, powinni wyprawić tych, którzy u nich bawią. Szremski, gdyby miał rozum, toby jutro wszystkich porozpędzał.
— Słyszałem, że to tęgi człowiek — rzekł Groński.
— Tęgi dyabeł! — odpowiedział oburkliwie rejent. — A wy pamiętajcie, kogo macie między sobą i że to o nią chodzi.
Groński, chociaż zaniepokojony i zatroskany opowiadaniem Dzwonkowskiego, nie mógł jednak wstrzymać się od uśmiechu, usłyszawszy ostatnią jego przestrogę, albowiem, przetłómaczona na zwykłe słowa, znaczyła ona: »pal was licho, byle małej skrzypaczce nie stało się nic złego!« Ale ponieważ, gdy chodziło o Marynię, sam go-