Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.
—   26   —

Przy bramie ozwał się turkot zajeżdżających powozów. Towarzystwo ruszyło ku wyjściu. Panie szły teraz gromadą naprzód, księża i panowie, z wyjątkiem Dołhańskiego, który rozmawiał z Angielką, postępowali za niemi.
Nagle Krzycki zwrócił się do Grońskiego i zapytał:
— Jak na imię pannie Anney?
— Póki jesteśmy na cmentarzu, mógłbyś myśleć o czem innem. Na imię jej Agnès.
— Ładne imię.
— W Anglii dość częste.
— Czy to bogata osoba?
— I to pytanie mógłbyś odłożyć, ale jeśli ci zależy na pośpiechu, zapytaj Dołhańskiego. On takie rzeczy wie najlepiej.
— Pytam właśnie dlatego, że go widzę koło niej i słyszę przytem, że się sadzi na angielszczyznę.
— To sztuka dla sztuki, gdyż on się ma ku pani Otockiej.
— Ach!?
— Równie dawno, jak bezskutecznie. Bo, widzisz, nawet jemu jest trudno wiedzieć dokładnie, ile ma posagu panna Anney, tymczasem