Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.
—   30   —

uwielbia pannę Marynię Zbyłtowską, z którą się poznał w Krynicy. Otóż wiem od Grońskiego, że do sonaty księżycowej, w układzie Benois na skrzypce, dorobił akompaniament na flecie i przesłał jej go do Warszawy. Dziś chciałby zobaczyć, jak to pójdzie, więc zaprosił mi się do Jastrzębia i przywiózł ze sobą sonatę, a oprócz sonaty całe paki innych nut. Zaręczam ci też, że o niczem innem nie będzie chciał słyszeć, ani mówić.
— W takim razie, niech dyabli porwą flet Dzwonkowskiego, skrzypce panny Zbyłtowskiej, wasz jastrzębski fortepian i muzykę w ogólności.
Na to Krzycki spojrzał na niego przekornie i rzekł:
— Ostrożnie z naszym jastrzębskim fortepianem, bo jeśli wieczorem usłyszymy jaki tercet, to do fortepianu zasiędzie pani Otocka.
— Mam nadzieję, że będzie przynajmniej tak rozstrojony, jak ja w tej chwili i w takim razie nie zazdroszczę ani jej, ani słuchaczom. — Ale widzę, że Groński nagadał ci już jakichś plotek. Dobrze! Ja za to, nie odczuwam tak jak on starokawalerskich pociągów do podlotków, a młode cyranki lubię tylko na półmisku. Niechże sobie wodzi oczyma za swoją Marynią, niech się do