Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.
—   59   —

w Rzęślewie i młyn stanął. Teraz to rudera, w której już od kilkunastu lat składamy siano, zamiast je trzymać w stogach. Ludzie mówią, że tam straszy, ale to ja sam puściłem w swoim czasie tę bajkę.
— Dlaczego?
— Naprzód dlatego, żeby nie kradli siana, a powtóre, zależało mi, by tam nikt nie zaglądał.
— Cóż pan wymyślił?
— Opowiadałem, że się koło mostu konie w nocy płoszą i że się coś we młynie śmieje, co jest przytem prawda, bo tam się sowy śmieją.
— Trzeba było może opowiadać, że tam ktoś płacze.
— Dlaczego?
— Dla większego wrażenia.
— A nie wiem. Śmiech w nocy na pustkowiu robi chyba większe wrażenie. — Ludzie się tego więcej boją.
— I nikt tam nie zagląda?
— Nikt. Teraz zresztą, byle nie kradli siana, to mi jest wszystko jedno, ale w swoim czasie bardzo się chciałem ubezpieczyć przed ludzkiemi oczyma...
Tu Krzycki ugryzł się w język, spostrzegł bowiem przy świetle księżyca, że brwi panny