Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.
—   92   —

wiedział z niecierpliwością Świdwicki — albowiem w ten sposób zawrócisz w głowie mniejszej liczbie ludzi.
Poczem, mając widocznie dość tej rozmowy, dodał:
— Ale mniejsza z tem. Zawieszam słuchawkę i przerywam. Dziś trzeba się zajmować nie polityką, ale solenizantką, a ją takie rzeczy nudzą napewno.
I to rzekłszy, zwrócił się do stojącej z panną Anney Maryni, lecz ta, potrząsnąwszy główką, odrzekła w tej samej chwili z wielkim zapałem:
— Owszem! ja jestem zdania pana Grońskiego:
I zaczerwieniła się po uszy, albowiem wszyscy zaczęli się śmiać. Świdwicki zaś odpowiedział:
— A, jeśli tak, to wszystko załatwione.
Krzycki roześmiał się także z zakłopotania Maryni, choć po prawdzie nie bardzo wiedział, o co chodzi, gdyż cała dusza zebrała mu się w rozmiłowanych oczach, patrzących na pannę Anney. Ona stała między dwoma krzesłami, spokojna, uśmiechnięta, biała w swej białej sukni, hoża jak letni poranek — i tylko, po ostatniej rozmowie, bardziej różana jak zwykle,