Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.
—   139   —

Krzyckiemu, dziewczyna omal nie wydrapała mu oczu — odgadł jej tajemnicę i postanowił ją wyzyskać, nie tylko dla dobra sprawy, ale i dla siebie osobiście.
Jakkolwiek panna Polcia była służącą, nie pani Otockiej, ale panny Anney, mieszkała jednakże w tym samym domu, więc mógł mieć przez nią wiadomości o Maryni, których pragnął z całej duszy, — mógł uspokoić swe obawy co do zamiarów Krzyckiego, mógł mówić o niej i słyszeć jej imię — a wreszcie zdobyć wiadomości, gdzie i kiedy może ją zobaczyć, choć zdaleka. I wypytywał o to wszystko, z początku ostrożnie i ubocznie, potem coraz częściej, a w końcu tak ustawicznie, że pannę Polcię poczęło to dziwić i gniewać. Skłonna do ostateczności i zdolniejsza do nienawiści dla ludzi wogóle, niż do ich kochania, uwielbiała jednak wyjątkowo Marynię, uważając ją za jakąś nadziemską istotę — i uwielbienie to było w niej równie gwałtowne, jak byłaby nienawiść. Z drugiej strony, lubo na drodze ideowej, w kierunku równości powszechnej i niechęci ku klasom wyższym, poczyniła w krótkim czasie znaczne postępy, nie mogła się jednak otrząsnąć od razu ze wszystkich dawnych pojęć i miewała nagłe