Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/269

Ta strona została uwierzytelniona.
—   261   —

mówił poprzednio pannie Polci, a którą mu teraz przypomniała. Ale istnienie Krzyckiego przestało mu obecnie osobiście zawadzać, a jeszcze mniej zawadzało istnienie panny Anney. Jednej tylko rzeczy nie mógł jej wybaczyć:
— Była chłopką — rzekł — była robociarką, a potem stała się »burżujką« — w tem jej zbrodnia...
— W tem, czy nie w tem, to teraz ja, albo ona! — rozumiesz pan?!
— Rozumiem, ale co zrobić?
— Jakeś pan uciekał przed policyą, to ja nie pytałam co, robić.
— Pamiętam.
— I mówiłeś pan u Świdwickiego, że wy teraz wszystko możecie?
— Bo tak jest.
— Więc byle się on z nią nie ożenił — to niech się choć świat skończy...
Laskowicz począł patrzeć na nią swemi blizko osadzonemi oczyma i po chwili mówić zwolna i z naciskiem:
— Krzycki był już raz skazany — i żyje tylko dzięki pannie, ale jeśli dostanie kulą w łeb, to się z nikim nie ożeni.
Lecz ona, usłyszawszy to, pobladła jak