Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/179

Ta strona została przepisana.

Zawsze miałem ochotę opowiedzieć historję prostą i prawdziwą, której słuchając, młody człowiek i jego kochanka, zdjęci lękiem, wtuliliby się wzajem w swoje serca, jak dwoje dzieci tuli się do siebie ujrzawszy węża na skraju lasu. Choćbym miał nawet osłabić zainteresowanie czytelników lub uchodzić za samochwała, oznajmiam na wstępie cel tej opowieści. Odegrałem pewną rolę w tym dramacie niemal że pospolitym; jeżeli was nie zajmie, będzie to w równym stopniu moja wina co wina autentycznej prawdy. Często rzeczy prawdziwe są, piekielnie nudne. Połowa talentu polega na tem, aby umieć wybrać z prawdy to, co może stać się poezją.
W r. 1819 jechałem dyliżansem z Paryża do Moulin. Stan mej sakiewki kazał mi podróżować na imperjałce. Jak wam wiadomo, Anglicy uważają miejsca w tej napowietrznej części wehikułu za najlepsze. W pierwszym etapie drogi znalazłem tysiąc racyj aby podzielić to mniemanie naszych sąsiadów. Młody człowiek, widocznie nieco Bogatszy odemnie, wdrapał się z własnej ochoty obok mnie na tę ławeczkę. Przyjął moje argumenty życzliwym uśmiechem. Niebawem, zgodność wieku, poglądów, wspólne zamiłowanie do świeżego powietrza, do pięknych widoków które odkrywaliśmy w miarę jak ciężki wehikuł posuwał się naprzód, wreszcie jakaś nieokreślona instynktowna sympatja, zrodziły między nami ową szybką zażyłość, której podróżni poddają się tem łatwiej, ile że to przelotne uczucie niedługo ma przeminąć i nie obowiązuje do niczego na przyszłość.
Nie zrobiliśmy ani trzydziestu mil, a już mówiliśmy o kobietach i o miłości. Ze wszystkiemi ostrożnościami wymaganemi