Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/187

Ta strona została przepisana.

— Tak, pani, przybywam w imię tego który parną nazywa Julją.
Zbladła.
— Nie ujrzy go pani dzisiaj.
— Chory jest? rzekła cicho.
— Tak, odparłem. Ale, przez litość, niech pani panuje nad sobą. Mam od niego zlecenie, aby pani udzielić paru sekretów, które dotyczą pani. Niech pani wierzy, że nigdy żaden poseł nie był bardziej oddany i bardziej dyskretny.
— Co mu jest?
— A gdyby już pani nie kochał?
— Och! to niemożliwe! wykrzyknęła oblekając twarz w lekki uśmiech daleki od szczerości.
Naraz przebiegł ją dreszcz; rzuciła na mnie dzikie i nagłe spojrzenie, zaczerwieniła się i rzekła:
— Czy żyje?
Wielki Boże! Okropne słowo! Byłem zbyt młody, laby znieść jego akcent; nie odpowiedziałem i patrzyłem osłupiały na tę nieszczęśliwą kobietę.
— Panie, panie, odpowiedz pan! krzyknęła.
— Tak, pani.
— To prawda? Och, niech mi pan powie prawdę, mogę usłyszeć wszystko. Niech pan powie. Wszelki ból będzie mniej straszny niż ta niepewność.
Odpowiedziałem dwiema łzami, które wycisnął mi dziwny głos jakim wyrzekła te słowa.
Oparła się o drzewo wydając słaby krzyk.
— Pani, rzekłem, mąż idzie!
— Czyż ja mam męża?
Z temi słowami uciekła i znikła.
— No i co, obiad stygnie, wykrzyknął hrabia. Proszę pana.
Udałem się za panem domu. Zaprowadził mnie do jadalni, gdzie ujrzałem obiad podany z całym zbytkiem, do jakiego przy-