Strona:Hordubal.pdf/115

Ta strona została skorygowana.

— Może. Michał. Djula. Nasz stary. Niech pan zapyta.
— Mnie radzić nie potrzebujecie — warknął Biegl. — Wczoraj po południu rozmawialiście z Hordubalową. O czym?
— Nie rozmawiałem z nią — odpowiedział Szczepan skupiony i twardy. — W ogóle jej nie widziałem.
— Kłamiecie! Sama powiedziała, że miała z wami schadzkę i że się jej pytaliście, kiedy macie przyjść po swoje rzeczy.
— Nie widziałem jej już od dziesięciu dni — upiera się Szczepan przy swoim. — Odkąd opuściłem służbę, nie byłem w Krywej i gaździny nie widziałem.
Biegl się wścieka. — Uważajcie no! Ja was nauczę gadać! Dalej naprzód i proszę mi pokazać, gdzieście w nocy spali.
Szczepan wzrusza ramionami i prowadzi Biegla do izby. Gelnaj puka w okienko. Hej, stary, chodźcie no tu!
Stary Manya wlecze się na dwór i nieufnie mruga.
— Grzecznie proszę, co się stało?
Gelnaj machnął ręką. — E, pobili tej nocy Hordubala, dostał kijem w łeb. Słuchajcie, stary, czy nie zrobił mu tego Szczepan?
Stary kręci głową. — Ej, chyba nie, proszę pana. Tego nie mógł zrobić Szczepan. Był w domu i spał. Hej, Michał, chodź no tu! Powiedz, gdzie był Szczepan tej nocy?
Michał myśli przez chwilę i mówi powoli: — Gdzie miał być? Spał na górze, ze mną i z Djulą.
— Tak, tak, zaraz sobie to pomyślałem — przyświadcza Gelnaj. — A ten Hordubal ma we wsi ludzi nieżyczliwych. Wiadomo, bogaty Amerykanin, a sąsiadów nie poczęstował jak się należy.
Stary Manya podniósł ręce do góry. A bogaty taki! Na karku nosi worek z samymi dolarami...
— Widzieliście je?
— Widziałem. Przecie przyjeżdżał do nas kupować zagrodę i pokazywał pieniądze. Było więcej niż siedemset do-