Strona:Hordubal.pdf/78

Ta strona została skorygowana.

przez wieś jak jakiego barona, a po chwili wjeżdża z nim do zagrody Manyów.
Z chałupy wychodzi niski i przysadzisty parobek.
— Słuchaj, Djula — woła Szczepan — zaprowadź konie w cień i daj im obroku i wody. Tędy, gospodarzu. — Hordubal dyskretnie rozgląda się po zagrodzie: stodoła rozwalona, po podwórku włóczy się maciora, a tam znowu puszą się indyki. W futrynie drzwi tkwi ostrze jakiegoś wielkiego szydła.
— To igła, gospodarzu, igła do plecenia koszów — objaśnia Szczepan. — Na wiosnę będziemy budowali nową stodołę.
Na progu stoi stary Manya z długimi wąsiskami pod nosem.
— Prowadzę wam, ojcze, gospodarza z Krywej — melduje Szczepan i puszy się po trosze. — Chce z wami pogadać.
Stary Manya prowadzi gościa do izby i nieufnie czeka, co to będzie. Hordubal sadowi się z dostojeństwem i tylko na brzeżku stołka, żeby od razu było widać, że jeszcze nic nie przesądzone, i każe Szczepanowi: — No, powiedz, Szczepanie, co i jak.
Szczepan błyska zębami i wyładowuje od razu całą tę wielką nowinę. Że niby gospodarz chciałby mu dać córkę swoją, Hafię, gdy ta dorośnie. I że dlatego chce pomówić z ojcem i dogadać się z nim.
Hordubal kiwa głową na znak, że tak jest.
Stary Manya ożywia. — Hej, Djula, przynoś gorzałki! Witam was, Hordubalu. A cóż droga? Dobra była?
— Dobra.
— Chwała Bogu. A urodzaj u was ładny?
— Ujdzie sobie.
— W domu wszyscy zdrowi?
— Dziękujemy pięknie, zdrowi.
Gdy więc zostało powiedziane, co należy, odzywa się stary Manya: — Cóż to, Hordubalu, macie jedynaczkę w domu?