Strona:Hrabina Segur - Dobry mały djabełek.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Makmisz.
Gdzie on jest? Gdzie ten zbój, ten morderca?
Betty.
Jaki zbój, proszę pani, jaki morderca? Nie widziałam takiego.
— Jest tu, powinien tu być! — krzyczała wciąż pani Makmisz, nie posiadając się ze złości.
— Złodziej! Morderca! — zawołała Betty, otwierając drzwi na ulicę; — mordują moją panią! Kilka głów ukazało się we drzwiach i oknach; Betty wciąż krzyczała, na nic nie zważając; pani Makmisz kazała jej milczeć. Betty w duszy śmiała się, doskonale rozumiejąc, że tym złodziejem i mordercą jest nikt inny, jak tylko Karol. Weszło kilku sąsiadów, ale zamiast złodziei i morderców oczy ich ujrzały taki obraz: Pani Makmisz wymyśliła w najlepsze Betty i od czasu do czasu usiłowała ją uderzyć lub podrapać; Betty jednak unikała tego. Sąsiedzi się śmieli, ale niektórzy również zwymyślali obie za to, że niepokoją ludzi bez żadnej potrzeby.
— Niechże pani szsnowna wreszcie da spokój rzekł rzeźnik, ujmując się za Betty. — Dosyć tego krzyku! Pani ma ciągłe krzyki i skandale w domu. Okropnie sprzykrzyło się to ludziom, daje słowo! Moje cielęta nawet nie podnoszą takiego hałasu, gdy się kłócą. Pójdzie prawdopodobnie ta cała sprawa do sądziego.
Betty schowała twarz do fartucha, aby dać upust swemu śmiechu; pani Makmisz rzuciła groźne spojrzenie na rzeźnika i oddaliła się, nie mówiąc ani słówka. W okolicznościach nieco trudnych, w ja-