Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

38

mięśnie twarzy drętwiały. Zwykły to stan osób, wykraczających po za zwykły, powszedni tryb życia.
Pepcia przy boku matki weszła do salonu wesoło, prawie biegła obok niej.
Widziała wprawdzie szereg postaci, schylających się, widziała tuzin głów i twarzy, tuzin par oczu, utkwionych w siebie, ale nie rozpoznawała tych twarzy.
Słyszała całą skalę głosów, wymawiających: „moje uszanowanie”, „całuję rączki”, „padam do nóg” — ale nie wiedziała, które usta mówią.
Podobną się stała do debiutantki, która spogląda na setki głów na sali i nie rozeznaje ani jednej.
Instynktem wiedziona podreptała przed matką do garderoby, aby odłożyć płaszcz, i wnet pomagała matce.
Jeden z członków podszedł ku niej z białą tacą, wypełnioną programami tańców. Ukłoniła się lekko i drżącą ręką brała karteczkę z cieniutkim ołówkiem. W tej chwili już podchodził inny członek z inną tacką, na której były małe bukieciki gwoździków, symbol dzisiejszego wieczoru. Pepcia wzięła sobie bukiecik i znów się skłoniła. Jej szepnięcie „dziękuję”, utonęło prawie zupełnie w tym łagodnym szmerze, spowodowanym jej nadejściem.
Potem trzeci członek podał jej ramię, aby ją do sali wprowadzić.
Zawiesiła się tylko na jego ramieniu i z ogromną nieśmiałością wchodziła przez kurtynę, którą tym czasem czwarty członek jaknajszerzej rozgarnął.