Strona:Iliada3.djvu/231

Ta strona została przepisana.

Strzały, która zadaie razy niezgoione,
Któréy ostrze krwią dotąd ieszcze niepoione,
Slubuie do Selee miasta powrócony
Sprawić ofiarę sutą synowi Latony:
Kieruie strzałę, wszystkie siły swe napina,
Chcąc wyciągnąć cięciwę, łuk się w obręcz zgina,
Jedną się ręką tyka żeleżca u strzały,
A drugą piersi, które od złości pałały:
Łuk z tęgości zatrzeszczał, brzmi cięciwa drżąca,
Strzała z okropnym świstem leci krwi pragnąca.
Menelae! bogowie mieli straż koło cię.
Piérwsza Minerwa strzałę osłabiła w locie,
Równie od rozdrażnionéy pszczoły matka tkliwa,
Ogania dziecię, które snem słodkim spoczywa.
Prowadzon od bogini bełt z cięciwy pchnięty,
Idzie zmierzaiąc w mieysce, w którém pas zapięty,
Gdzie wysila swą bystrość, atoli przebiie
Wskróś przęczki, kirys na nim zarazem przeszyie,
I zlekka razi ciało, przechodząc blach złoty
Na spodzie, zaszczyt męża ostatni na groty:
Rzuci się wnet krew z rany. Jak się więc słoniowéy
Kości białość ożywia z farby purpurowéy,
Gdy ią Meonki biegłéy umaluie sztuka,
Zażyta dla ozdoby umyślnie munsztuka,
Z czego pysznemu dosyć do chluby koniowi,
Oraz którego niesie mężnemu ieżdzcowi: