Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

cem! Wygadał się, to na niego podobne! Wszystko mi jedno zresztą, ktokolwiek tam będzie! Noc... ogród... (płot nizki i przeskoczyć łatwo). Ha! poczekaj, spełnię obowiązek! Nie radzę ci spotkać się ze mną! Pokażę całemu światu i jéj — zdrajczyni, że mścić się umiem!
Nazwałem ją zdrajczynią, nie zawahałem się nawet; czułem w téj chwili, że jestem mścicielem.
Powróciłem do siebie w tragiczném usposobieniu, wyjąłem z szufladki kupiony niedawno doskonały angielski scyzoryk, popróbowałem ostrza i, zsunąwszy brwi groźnie, ze skupioną, zimną stanowczością schowałem go do kieszeni. Gniew skamieniał mi w sercu. Do wieczora nie wyszedłem ze swego pokoju, nie otworzyłem ust zaciętych, nie rozchmurzyłem czoła, ale ściskając ostry nóż w kieszeni, przechadzałem się tam i napowrót bezustannie, wyczekując chwili stanowczéj.
Te nieznane, nowe wrażenia do tego stopnia bawiły mię i zajmowały, że właściwie o Zeneidzie prawie zapomniałem, a przynajmniéj nie myślałem o niéj. Inne obrazy przesuwały się w méj wyobraźni: młody cygan Aleko: „Dokąd śpieszysz zuchu młody“ — „Leż!“... „Cały jesteś krwią zbryzgany! — Coś ty zrobił? — Nic!“ Nic! — powtarzałem z okrutnym uśmiechem, mocno ściskając scyzoryk i spoglądając na swoje ubranie, jak gdybym szukał na niém krwawych śladów.
Ojca nie było w domu, ale matka, która od niejakiego czasu znajdowała się bezustannie w stanie głuchego, tłumionego rozdraźnienia, zwróciła na mnie uwagę i zapytała przy kolacyi, czego się dąsam, jak żaba na słońce?
Uśmiechnąłem się z pobłażliwą goryczą i pomyślałem tylko:
— O, gdybyś wiedziała!...
O jedynastéj wróciłem do mego pokoju, lecz zamiast się rozebrać i położyć, zgasiłem tylko światło i czekałem północy.
Nakoniec wybiła dwunasta.
— Czas! — szepnąłem, i zapiąwszy wszystkie guziki, zawinąwszy rękawy, udałem się do ogrodu.