Strona:Józef Birkenmajer - Różowy koral.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.



Ze wszystkich stworzeń, zamieszkujących tonie zatoki majonezyjskiej, największą dostojnością i starożytnością rodu szczycił się Różowy Koral.
Że miał do tego słuszne prawo, że nie rościł sobie bezpodstawnych pretensyj, świadczyło jego drzewo genealogiczne, sięgające samego dna morskiego, a wystrzelające wierzchołkami smukłemi, koronkowemi, jak wieża gotycka, i kamiennemi, jak ona — bo już były obumarłe... Jedyny wierzchołek, w którym nie zamarło jeszcze życie, był mieszkaniem ostatniego z dynastji, co gnieździł się tu jak orzeł-samotnik na skale wyniosłej, jak stary książę-despota w zamczysku hardem. Miał już lat kilka, a mimo to był wciąż bezpotomny. Czy to była kara losu za to, że ród jego w babilońskiej zarozumiałości piął się ku granicom powierzchni morza? A może ród ów sławny wyczerpał się wydaniem tylu tak zacnych potomków? Niewiadomo, kto na to zdołałby odpowiedzieć, bo nawet delfin wszędobylski, który znał całą historję morza, nie umiał rozwiązać tej zagadki i tylko, pluskając ogonem powątpiewająco, zawyrokował:
— Takiej zagadki nie rozwiązaliby nawet moi przyjaciele — ludzie!
Nad zagadnieniem tem snadź głowił się i Koral samotny, niby mędrzec na pustyni. Z dumań tych urodziło się wiele przypuszczeń — ale nie narodził się potomek. Hardy Koral Różowy był bezpotomny — na nim kończyła się świetność dynastji.
Opasła i smrodliwa foka, która raz tu przypadkiem zawitała niby kumoszka wiejska do eleganckiego miasta, dowiedziawszy się o bezdzietności korala (sama