Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

rozum! tak, ma rozum... Poszło też za nim województwo sieradzkie całe... Inne kraje koronne i Litwa hołdują również nowemu panu... Niema już wyboru, albo jak król iść na wygnanie, lub się submitować...
— Albo się do ostatka bić — dodał Medard zcicha...
Panny dosłyszały tych wyrazów i oczyma jakby mu dziękować za nie chciały; podczaszyna udała, iż one jej nie doszły.
Zagórscy siedzieli strapieni, jak podróżny, który z końmi i wozem na złą drogę się puścił i nie wie, którędy z niej zawrócić, by się na gładszą dostać.
— My domatorowie, — odezwał się Wawrzyniec wreszcie — dzięki Bogu, możemy stać na boku i czekać, jak Opatrzność rozstrzygnie — a Wacek dodał:
— Wracamy z Krakowa, któregośmy bronili do ostatka; nie powinna się pani podczaszyna dziwić, iż sprawę, za którą cierpieliśmy, kochamy... bośmy stolicę dla króla ichmości chcieli zachować...
— A przecież ją wam Gustaw wziął, mimo tego sławnego bohatera Czarnieckiego.
Medard, jak struna, wstał.
— Jeżeliby co przeciwko niemu a królowi panu mówionem być miało, — rzekł stanowczo — pozwolicie mi panowie, iż nie chcąc ani się kłócić, ani słuchać, co boli, lepiej pójdę.
Zarumieniła się i na głos śmiać poczęła podczaszyna; ale Zagórscy bracia i siostry spoważnieli wszyscy, mogła poznać, iż nieradzi byli sprzeczce.
— Toć lepiej ja, panny wam zabrawszy, wyjdę, — rzekła, — bo i tak spocząć mi potrzeba...
To mówiąc, pochwyciła ze stołu perfumowane rękawiczki i chciała odchodzić, a bracia przyskoczyli do niej z obu stron, zatrzymując, i Wawrzyniec począł żywo: