Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

Starościna, gdy się drzwi za nim zamknęły, przybiegła do Heli i rzuciła jej złoto rozsypane na kolana, śmiejąc się, usiłując dowieść, jak było to z jego strony szlachetne, delikatne i t. p.
Ale ona z przerażeniem ujrzała dar, czując, iż on ją wiązał, że ją przykuwał na wieki, że, przyjmując go bez nadziei zwrócenia, poddaje się... w niewolę losu... Zaczęła płakać, załamała ręce, odrzuciła pieniądze, nie wiedząc, co począć z sobą. W chwili stanowczej traciła męstwo i moc nad sobą... głowa jej zawracała się...
Ofiara była niezręczną, jakże ją miała wytłómaczyć Hela przed Ksawerową, by nie obudzić jej podejrzeń, i jak utaić?
Starościna przyszła jej litościwie w pomoc, widząc tak zrozpaczoną.
— Moja Heleno — rzekła — zastanów się, pomyśl, ochłodnij! nie bierz tak gorąco... pomówmy... Wszyscy ci dobrze życzymy... Cóż łatwiejszego, jak to przed matką zataić, częściami używając, jako swojego zarobku.
Zrobimy co potrzeba, nie obudzając podejrzenia... Posłuchaj... z gospodarzem, tym poczciwym baryłą Paprońskim, pomówisz po cichu, zapłacisz mu (będzie rad, bo pieniądze lubi), a uprosisz go łatwo o to, że przed matką powie, iż wam z dobrego serca daje lepsze mieszkanie na drugiem piętrze, które właśnie stoi próżne. W ten sposób najtrudniejsze się już załatwi.
W dodatku, na drugiem piętrze nade mną mieszkając, łatwiej ci będzie zbiedz do mnie i widywać się z jenerałem, coś mu już przyrzekła i musisz dopełnić. — Wszakże więcej nie wymaga nad trochę życzliwości?
I sentymentalnie dodała, żartując:
— Nic, tylko patrzeć w piękne oczy twoje!!
Hela wzdrygnęła się, tak ta wesołość dysharmonijnie zabrzmiała w smutnem jej sercu. Starościna ruszyła ramionami.
— No! no! dość ceregielów i płaczu... Tak zawsze bywa w początkach... oswoisz się, przywiążesz się, a potem zdziwisz się sama, przekonywając, że go kochasz... To ci prorokuję!